W tej electro swingowej piosence można się zakochać! Glenn Gatsby & Luke & The Belleville Orchestra – „Seventeen”
If you want to read this review in English, you can do it on Electro Swing Thing website.
Dwa miesiące temu Luke & The Belleville Orchestra wydali singiel „Seventeen”. Całkiem niedawno, bo pod koniec stycznia, opublikowano wersję Electro Swing Spin, którą stworzył Glenn Gatsby. Właśnie o niej Wam dzisiaj trochę opowiem. Oba single przesłuchałam chyba 3549458 razy (może przesadziłam, ale to fakt: gdy piszę dla Was recenzje, odtwarzam piosenkę przez kilka dni, by wyciągnąć z niej to, co najlepsze :)), więc było to nie lada zadanie, by porównać te dwie wersje. Jak doskonale wiecie, ja uwielbiam wyzwania i chętnie się tego podjęłam. Jesteście ciekawi, do jakich wniosków doszłam? Zapraszam do lektury mojej najnowszej, już 40 (!) recenzji z serii „LadyDot Review”. Jestem bardzo podekscytowana, że to właśnie ten utwór zaprezentuję Wam dzisiaj, w Walentynki. Zamieńmy ten dzień w święto miłości do Electro Swingu! 🙂
Ta orkiestra daje czadu!
O Luke & The Belleville Orchestra słyszałam już przy okazji wydania mocno swingowej płyty „Speakeasy” w 2019 roku. Uwielbiam ich za to, że z taką fantastyczną starannością łączą klasyczne typowo swingowe instrumenty ze współczesnymi elektronicznymi rozwiązaniami. Gdy zobaczyłam informację o wydaniu nowego singla, doskonale wiedziałam, że będzie to poniekąd połączenie wszystkich tych elementów, które znalazły się na płycie. Spodziewałam się również czegoś niepowtarzalnego, zaskakującego. I właśnie to dostałam!
W „Seventeen” moje serce od razu skradło połączenie rytmicznego rapowania (King Marino, świetna robota!) z naprawdę doskonałym bitem, który sprawia, że od razu zaczynam się kołysać. Bardzo się cieszę, że Glenn Gatsby nie modyfikował zbytnio tego fragmentu utworu, bo jest naprawdę genialny. W połączeniu z wyważonym brzmieniem kontrabasu Maxa, programowanie perkusyjne stanowi idealnie skonstruowaną sekcję rytmiczną. Wielkie brawa należą się także Melissie Stott za ten fantastyczny wokal. Ta klasyczna swingowa barwa doskonale dopełnia cały utwór. Uwaga: ten głos wprost uzależnia!
Nie jestem w stanie opisać, jak bardzo podoba mi się to solo gitarowe, które po chwili ustępuje miejsca elektryzującej trąbce. Luca i Josué spisali się tutaj naprawdę znakomicie! Właśnie te elementy są moimi ulubionymi fragmentami „Seventeen”. Zgadzacie się ze mną?
Glenn Gatsby jak zawsze w formie!
O Glennie Gatsbym pisałam już na przykład przy okazji recenzowania utworu „Every Now And Then”, który stworzył we współpracy z Sonią Elishevą. Już wtedy zachwycałam się tą piosenką, a teraz śmiało mogę powiedzieć, że jest to jeden z moich ulubionych utworów wydanych w 2021 roku. Właśnie dlatego wiedziałam, że ciężko będzie przebić ten sukces. Pomimo tego, że jego wersja „Seventeen” bardzo mi się podoba, nie jest w stanie zdetronizować „Every Now And Then”. Jeszcze nie teraz, chociaż być może kiedyś zmienię zdanie. 🙂
Skupmy się jednak na „Seventeen”, bo ten utwór niewątpliwie zasługuje na uwagę. Dlaczego? Przede wszystkim mam wrażenie, że Luke & The Belleville Orchestra zaoferowali nam nieco zachowawczą wersję, a Glenn Gatsby dodał do niej nieco więcej energii, odrobinę przyspieszył tempo i sprawił, że jego interpretacja jest jeszcze bardziej taneczna. To tak, jakby podrasować utwór, który sam w sobie jest naprawdę genialny.
Jako podsumowanie, nie pozostaje mi nic innego niż powiedzieć: Luke, Glenn i cała reszto: spisaliście się na medal. W „Seventeen” naprawdę można się zakochać – tym bardziej w Walentynki! 🙂