Hity z lat 30. we współczesnym, electro swingowym wydaniu [moje TOP 3]
Dla niektórych niepotrzebnie odgrzewane kotlety, dla innych – odświeżone utwory, które dzięki lekkiemu podkoloryzowaniu stają się ponadczasowe i przystępne dla młodego pokolenia. Okej, nie mówię tu o przypadkach, gdzie DJ-e robią 324927542 przeróbek legendarnych kawałków, dodają sympatyczne umcyk umcyk, trochę saksofonu (o jaa, była taka moda jak jeszcze studiowałam, czyli jakieś 6 lat temu – wyobraźcie sobie moją minę, jak musiałam tłumaczyć ludziom, że dodanie partii z sekcji dętej nie oznacza od razu, że to electro swing :D), biorą młodą wokalistkę o słodkim głosie, podpisują się pod kawałkiem i twierdzą, że są wizjonerami. XD
Stwierdziłam, że najlepiej jest wykazać różnice pomiędzy swingiem i electro swingiem na podstawie utworów, które powstały w latach 30. XX wieku, czyli w czasie ogromnej popularności tego pierwszego gatunku. Zaprezentuję Wam także ich nowe wersje, stworzone przez współczesnych artystów. Zaczynajmy!
Doin’ the Jive – Clap Your Hands
Gdy pierwszy raz usłyszałam Clap Your Hands, od razu czułam klimat lat 30. Zaczęłam grzebać (heh) i odkopałam (z każdym słowem chyba coraz bardziej się pogrążam XD) oryginalną wersję orkiestry Glenna Millera z 1937 roku. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie opowiedziała paru słów o tym genialnym puzoniście. Niewątpliwie był to człowiek, który bardzo krytycznie, a jednocześnie totalnie innowacyjnie podchodził do swojej twórczości. Czy wiecie, że założył orkiestrę, a potem 50-osobowy zespół sił powietrznych? Odlotowy chłopak! Tajemnica jego śmierci do tej pory nie została wyjaśniona. Samolot, którym leciał, nagle zniknął nad kanałem La Manche. Legendy głoszą, że wcale nie trafiła go żadna bomba, tylko zszedł na zawał w paryskim burdelu, został zamordowany lub zmarł w szpitalu na raka płuc.
Doin’ the Jive pochodzi z czasów, gdy Glenn nie był zadowolony z pracy z orkiestrą i dosłownie chwilę później ją rozwiązał. My na szczęście jesteśmy ukontentowani, bo możemy teraz podrygiwać w rytmie tego klasyka.
A jeśli wolicie współczesne klimaty, koniecznie sprawdźcie wersję Parov Stelar z 2014 roku. W Clap Your Hands usłyszycie wszystkie najlepsze elementy wyciągnięte z oryginału. Nieco przyspieszone tempo utworu, wyczyszczone i nieco przeciągnięte instrumenty z sekcji dętej oraz fantastyczny kobiecy wokal totalnie zapadają w pamięć. A Ty znowu płaczesz, bo chcesz wyjść na jakieś densy (żółwik), a tu wszystko pozamykane.
March Winds and April Showers – April Showers
Z tą piosenką było o wiele łatwiej (tytuł niemal całkowicie pokrywa się z oryginałem) – choć oczywiście jako pierwszą usłyszałam master ProleTera z 2011 roku. To niesamowite, że pierwsza wersja została nagrana w 1886 roku! Jednak ta najbardziej znana została zaśpiewana w 1935 roku przez Ruth Etting, amerykańską wokalistkę i aktorkę.
I jeśli zapytałabym współczesnej młodzieży, którą z opcji chcieliby dodać do swojej playlisty na Spotify, jestem pewna, że jednak sięgną do ProleTera. A potem może z ciekawości poszukają wersji Ruth, choć prawdopodobnie zasną po pierwszej minucie. Ten francuski artysta doskonale wydobył z melodii najlepsze smaczki i dodał swoje wstawki (instrumentalne i elektroniczne). Posłuchajcie i delektujcie się! Gdy włączam ten numer, ekspresowo przenoszę się wprost na kwietniowy deszczyk.
Black Coffee
Przed Wami kolejny kawałek z 1935 roku. I chyba jednocześnie jest to jeden z najczęściej przerabianych utworów. Swoje wersje electro swingowe zaprezentowali nam już PiSK z zespołu Swingrowers, Wolfgang Lohr oraz Parov Stelar. Najpierw jednak zacznijmy od pierwowzoru – Black Coffee w wykonaniu Wingy Manone oraz jego orkiestry. I tutaj na wstępie powiem: tak, oryginał podoba mi się o wiele bardziej. Mam ogromny szacunek do tego gościa, który w dzieciństwie stracił rękę, a mimo wszystko tak cisnął na trąbce, że w żaden sposób nie wpływało to na jego grę.
Jest jednak w tym jakaś niesamowita magia, dzięki której gdy tylko zamkniesz oczy, przenosisz się do zadymionego baru z tamtych lat i szukasz w kieszeni ostatniego grosza z reszty po zamówionych szklankach whisky tylko po to, by wrzucić go do szafy grającej i puścić Black Coffee.
A tutaj oczywiście wersja electro swingowa. Dla odmiany PiSK (z 2018 roku), chociaż warto też posłuchać propozycji Parov Stelar (2017):
A może Wy macie jakieś ulubione piosenki, które zostały zmiksowane na electro swing? Nie muszą to być takie utwory, które powstały w danej dekadzie. Piszcie śmiało, moi drodzy!
One Comment
Pingback: