Electro swing,  Moja WIZja muzyki

Nowy utwór od Swingrowers: Rose. Dzięki tej piosence pokochasz electro swing!

Swingrowers to ewidentnie jeden z moich ukochanych electro swingowych zespołów. Uwielbiam ich za to, że większość piosenek wychodzących spod konsolety PiSKa (czyli DJ-a wcześniej wspomnianego bandu) to autorskie kompozycje, wzbogacone o fantastyczne, lekkie teksty pisane przez wokalistkę, Loredanę Grimaudo. Przedstawiam Wam moją recenzję kawałka Rose, którego premiera miała miejsce dzisiaj. Mam nadzieję, że będziecie zachwyceni tym utworem. Ja jestem!

Jak zdradził mi Nick Hollywood z Freshly Squeezed Music, czyli prawdopodobnie największej electro swingowej wytwórni płytowej na świecie, Rose to ostatnia piosenka na najnowszym albumie Hybrid (premiera w tym roku). I moim skromnym zdaniem jednocześnie najlepsza jak dotąd zaprezentowana. Wcześniej mieliśmy okazję poznać Hybrid i Seven Million Faces. A tu ciekawosteczka: mój mąż zdecydowanie bardziej woli te dwa utwory, gdyż według niego wprowadzają do całej dyskografii Swingrowers mnóstwo popowej świeżości. A ja jednak wolę Rose. I zaraz pewnie się dowiecie, dlaczego.

Już od początku wiemy, czego możemy się spodziewać. Zresztą, od Swingrowers już od wielu lat można się spodziewać bardzo wiele – nie zawodzą, a jakby tego było mało, nieustannie zaskakują. Intro jest wprost fenomenalne. Kompozytor odrobił lekcję z klasycznego swingu – słyszę tam motyw podobny do kawałków, do których dawniej tańczono charlestona. Przewija się przez całą piosenkę kilka razy, co bardzo cieszy mnie i moje uszy (może to od noszenia maseczki ochronnej tak wywinęły mi się do przodu? Dobra, grunt, że dzięki temu lepiej udaje mi się wytężać słuch. A przynajmniej tak będę sobie to tłumaczyć, hehe).

Jak wiecie, staram się nie analizować słów, jednak małe słówko na ten temat muszę wtrącić. Zarówno tytuł utworu, jak i okładka singla nawiązują do Małego Księcia (jeśli dobrze słyszę, a moje lekko odstające uszy mnie nie zawodzą, to pod koniec pada tam „little prince”). Loredana tworzy proste, a jednocześnie niezwykle kreatywne teksty, które bardzo łatwo zapadają w pamięć. Coś o tym wiem, bo na koncercie we Wrocławiu w lutym 2020 roku śpiewałam z pierwszego rzędu pod sceną każdą piosenkę razem z nią. 😀 Tak, tak, to był ostatni koncert, na jakim byłam przed koronawirusem… Chociaż mimo wszystko doceniam ten fakt, bo udało mi się pogadać trochę ze Swingrowers (a potem pośpiewać Healing Dance z Loredaną i PiSKiem – mam nagranie!), co było przeżyciem, którego nie zapomnę już nigdy.

Wracając do utworu: Loredana śpiewa wprost przepięknie, ale to wiadomo nie od dziś. Jej delikatny, subtelny, a jednocześnie niezwykle energiczny głos rodem z lat 20. XX wieku często przyprawia mnie o ciarki (a na żywo to już w ogóle wymiata! Świetnie prowadzi koncert, zabawia publikę i łapie z nią fantastyczny kontakt).

Wprost uwielbiam saksofonowe wstawki, które tworzy Ciro Pusateri. Nigdy nieprzesadzone, zawsze doskonale dopasowane do danego kawałka, wykonane z niesamowitą dbałością o najmniejszy szczegół. I tutaj muszę to powiedzieć: jest to jeden z najlepszych współczesnych saksofonistów. A jeśli ktokolwiek w to wątpi, koniecznie musi udać się na ich koncert przy pierwszej możliwej okazji. Ja osobiście po otwarciu granic i uspokojeniu sytuacji jadę do Palermo i liczę na to, że wstrzelę się w ich kalendarz electro swingowych występów. Daaamn, czy kiedykolwiek to nastąpi? Nogi przyrastają mi do NIE POWIEM CZEGO od braku densów. Chociaż ostatnio zaczęliśmy robić mini potańcówki u nas w chacie. Polecam. Meblościanka jeszcze stoi. JESZCZE.

A na koniec na ogromne brawa zasługuje gitarzysta, czyli Alessio Costagliola. Jego solówka, zaczynająca się mniej więcej od 02:30 jest naprawdę genialna. Z tego co wiem z Instagrama (zawsze wiarygodne źródło wiedzy), inspiruje się rockowymi, bluesowymi i oczywiście jazzowymi mistrzami gry na sześciu strunach. Słychać to bardzo! Wyczuwam też elementy tradycyjnej włoskiej muzyki, jednak nie powinnam tego oceniać, gdyż z ręką na sercu przyznaję się, że moja znajomość piosenek pochodzących wprost z Italii kończy się na Tizziano Ferro i jego Perdono z 2001 roku. Muszę jeszcze sporo nadrobić!

Podsumowując, utwór Rose to idealny, wręcz książkowy przykład electro swingu, który robi to, co jest głównym celem tego gatunku muzycznego – rozwesela, porywa do tańca, przenosi w klimaty retro. Wyczuwam w nim powrót do korzeni, czyli pierwszej płyty Swingrowers – Pronounced  Swing Grow’ers. Na pewno Wam o niej napiszę, a tymczasem odsyłam Was do Rose. Niech electro swing opanuje cały świat!

One Comment

Leave a Reply

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *